🥇 Michał Bajor Nie Chcę Więcej Tekst
Na strunach szyn - Michał Bajor zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Na strunach szyn.
Twórczość Michała Bajora od dawna mnie fascynuje, pamiętam Jego występ w Rzeszowie na dziedzińcu Muzeum Okręgowego, coś pięknego:) To były chyba lata 90-te u
Przedświt - tekst M Michał Bajor Playlist Dzielić Nie chcę więcej; 10. Nie opuszczaj mnie; Teksty piosenek i tłumaczenia, które znajdują się tutaj, są
Chcę prawdę wyrwać spod maski I dodam szczegół zabawny Chcę zbierać za to oklaski Ja jeszcze chcę być sławny A wy, gwiazdorzy kochani Ze swych dalekich gwiazd Ech, bądźcie kolegami Szepnijcie mi choć raz Gdy puchnie oklasków wrzątek Nie szczędźcie mi przestrogi Że to dopiero początek Początek mojej drogi
Hej,goomba!Nie gadaj że najlepsza rumba! Gdy nie chcesz żeby sprzątnął cię Rambo ucz się brachu mambo! Jak nie wprawisz w ruch twych stóp - już możesz zacząć kopać grób! Hej mambo! Mambo Italiano! E- hej mambo! I tak mu powiedziano: Go! Go, Joe!
Nie chcę więcej - Bajor Michał. Diablo1990. 4:35. Michał Bajor - Nie opuszczaj mnie. Artur. 3:55. Nie dokazuj - Bajor Michał
🎸 [D Gm Dm Eb Cm] Chords for Michał Bajor - Moja miłość największa.avi. Discover Guides on Key, BPM, and letter notes. Perfect for guitar, piano, ukulele & more!
Michał Bajor: to nie jest proste zacząć pisać teksty; Wywiady. Kultura. Michał Bajor: to nie jest proste zacząć pisać teksty. 24.11.2022
Największe przeboje – album, będący zapisem recitalu Michał Bajor 30/30. Jest to dwupłytowy album, na który składa się trzydzieści największych przebojów Michała Bajora z trzydziestu lat pracy scenicznej Artysty. Na płytach można znaleźć, m.in.: Siemionownę - utwór, który Artysta zaśpiewał, gdy miał 16 lat oraz A kto
Nie milknął aż do świtu. Jadło się byle co, Potem stromo się szło Na maleńką mansardę, Gdzie zalegały strych Rysunki głowy twej I zarys bioder twych. Cyganeria, La Boheme, Młodości smak, nadziei smak, Cyganeria, La Boheme, Nie jęczał nikt, że forsy brak. Gdy artystą się jest, Czekasz na losu gest, Poczekalnia jest długa
Cyk, kompania na zdrowie. Pijmy głębokim szkłem. Ja wam dzisiaj o sobie opowiem. W barze "Pod zdechłym psem" -. I poniosło, poniosło, poniosło. Na całego, na umór, na ostro. I listopad pijany, i bies. A mnie gardło się ściska od łez. I poniosło, poniosło, poniosło.
Tekst piosenki: Ta Twoja droga wiodła wśród pytań, a moja wśród odpowiedzi na twojej drodze kasztan zakwitał na mojej chrząszcz w trzcinie siedział. Ta Twoja droga wiodła w jaskrawość a moja w szarość nieostrą, moja skręcała w lewo i w prawo Twoja do celu szła prosto.
YbMPBWU. Ze strzępów radości powszednich los swój tkasz z tęsknoty, otuchy, nadziei, układasz swój świat w swym mieście, z domami bez pięter grasz z czartem o niebo w tym piekle, które Bóg, wyprawił nam. Odpłynąć stąd chciałem na zawsze, w siną dal gdzie życie jaśniejsze, bogatsze ktoś chciałby mi dać, Znikałem sto razy bez wieści by wracać do srebrnej poezji ciepła rąk i spojrzeń twych Nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy Twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień Twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, które bije, coraz prędzej, goręcej. W zgryzocie pasma zbyt chudych dni twe fortissimo serdeczne brzmi głośniej wciąż, mocniej wciąż. Gdy twarzy brak w czynach i słowach ty masz twarz Gdzie ścieżek splątanych bezdroża ty drogę swą znasz Ty zdołasz ból każdy pocieszyć rozjaśnić odwieczny nasz przedświt Ciepłem rąk i spojrzeń twych Nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy Twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień Twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, które bije coraz prędzej, goręcej... W zgryzocie pasma zbyt chudych dni twe fortissimo serdeczne brzmi W dramacie samych najchudszych dni Rzucasz mi w oczy łzy, gorzkie łzy, szczęścia łzy, spełniasz sny Nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy Twoje serce, co zagrzewa do walki, do walki, do walki Twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, Coraz prędzej przez łzy
M, Michał Bajor Michał Bajor - Nie chcę więcej Ze strzępów radości powszednich los swój tkasz z tęsknoty, otuchy, nadziei, układasz swój świat w swym mieście, z domami bez pięter grasz z czartem o niebo w tym piekle, które Bóg, wyprawił nam. Odpłynąć stąd chciałem na zawsze, w siną dal gdzie życie jaśniejsze, bogatsze 1989 , Michał Bajor J, Jonasz Kofta Jonasz Kofta - Popołudnie Dobry wieczór Pewnie dziwisz się kochanie Że mnie widzisz tu samego w takim stanie Co ma znaczyć ten jarzębiak I ten popiół na dywanie Usiłuję się pogłębiać A w ten sposób jest najtaniej Nie jesteśmy przecież tacy Michał Bajor M, Michał Bajor Michał Bajor - Zapominam Nie odwiedzasz już moich snów I bezsennie nie myslę o tobie Nie zadręczam się wreszcie że już Mój telefon nie dzwoni jak co dzień Nie pamiętam twych dłoni i słów Kolor oczu twych dawno już zbledł mi Zapominam twój głos i smak ust Michał Bajor M, Michał Bajor Michał Bajor - Smutny jak fado Kiedy świat portretuje na smutno Gdy na taki porywam się temat Myśleniem mym przysłuchując się nutkom Że smutniejszych chyba już nie ma Więc gdy nad moją głową się zbiegną Takie nutki natrętną gromadą Wtedy mogę powiedzieć to jedno Jestem chyba tak smutny jak fado 2013, Michał Bajor M, Michał Bajor Michał Bajor - Wszytskie kolory Argentyny Jeszcze półsenny na chwilę przed świtem Widziałem błękit co nie był błękitem Ale błękitniał posłusznie i prędko Kiedy ze złotą witał się Jutrzenką I oświetloną pierwszą słońca iskrą Widziałem ziemię, ale nie ziemistą Tylko mieniącą się w brzasku półtonach Widziałem ziemię czarną i czerwoną 2013, Michał Bajor M, Michał Bajor Michał Bajor - Mapa drogowa Nie mam w tej sprawie nic do ukrycia Szanowne Panie, Panowie Mapa drogowa mojego życia Jest wypełniona w połowie Są na niej drogi jeszcze nieznane Świt słońca co mgłę przewierca Wieczorne szlaki nad oceanem I dróżki z serca do serca 2013, Michał Bajor M, Michał Bajor Michał Bajor - Los to flamenco 1) Kiedy czasem uciekam od stresu, to nie myśle o biurach podróży Bo mam parę szczególnych adresów, które sam tylko lubię powtórzyć Kiedy czuje, że nagle mi zbrzydły, drogi co plączą się w życia mgle Wtedy niesie mnie ptak srebrnoskrzydły i po zmierzchu ląduje, tam gdzie.. Ref. Noc, noc barwną sukienką, biodra tancerek opina Noc,noc noc jak flamenco niepowtarzalna jedyna 2013, Michał Bajor M, Michał Bajor Michał Bajor - Mała ojczyzna 1/ Pozwolę sobie tu wyznać. przypomnieć sobie pozwolę Że moja mała ojczyzna, to moje drogie Opole Z mojego domu nad Odrą, ta sama wiedzie wciąż ścieżka Odra jest srebrna i modra i moja mama tu mieszka Ref. I choć może, może w świecie są miejsca ciekawsze Ja myślę gdy bywam markotny, że mała ojczyzna to tak jakbym 2013, Michał Bajor
Nie opuszczaj mnie Każda moja łza Szepcze, że co złe Się zapomnieć da Zapomnijmy ten Utracony czas Co oddalał nas Co zabijał nas I pytania złe I natrętne tak Jak, dlaczego, jak Zapomnijmy je Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie... Nie opuszczaj mnie Ja deszczowym dniem Ci przyniosę z ziem Gdzie nie pada deszcz Pereł deszczu sznur Jeśli umrę z chmur Spłynie do twych rąk Światła złoty krąg I to będę ja W świecie ziemskich spraw Miłowanie me Będzie pierwszym z praw Królem stanę się A królową ty Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie Ja wymyślę ci słowa Których sens pojmiesz tylko ty Z nich ułożę baśń Jak się serca dwa pokochały Na przekór ludziom złym Z nich ułożę baśń O tym królu co Umarł z żalu bo Nie mógł kochać cię Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie Przecież zdarza się Że największy żar Ciska wulkan co Niby dawno zmarł Pól spalonych skraj Więcej zrodzi zbóż Niż zielony maj W czas wiosennych burz Gdy księżyca cierń Lśni na nieba tle A z czerwienią czerń Nie chcą złączyć się Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie Już nie będzie łez Już nie będzie słów Dobrze jest jak jest Tylko taki kąt Mały kąt mi wskaż Gdzie twój słychać śmiech Widać twoją twarz Chcę gdy słońca krąg wzejdzie Być co dnia Cieniem twoich rąk Cieniem twego psa Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie Nie opuszczaj mnie...
You weave your fate with the shreds of ordinary joy From longing, encouragement, hope you compose your world In your city with storey-less houses You play with the devil for heaven in this hell That God has made for usI wanted to sail away from here into the bruised distance Where somebody would want to give me a more brighter, richer life I would disappear one-hundred times with no word To return to silver poetry To warm hands and your gazesI don't want more, your heart is all I need in life Your heart that warms up for battle for each day Your heart that suffers and loves passionately That beats faster and faster, more warmlyIn the belt of troubles of thin days Your cordial fortissimo can be heard Louder still, stronger stillWhen a face is lacking in actions and words, you have a face Where there's an interweaving of pathless tracts, you know your way You can cheer up every pain Eternally brighten our daybreak With the warmth of your hands and gazesI don't want more, your heart is all I need in life Your heart that warms up for battle for each day Your heart that suffers and loves passionately That beats more and more faster, warmlyIn the belt of troubles of overly thin days Your cordial fortissimo can be heard In the very drama of the thinnest of days You throw tears into my eyes, bitter tears Tears of joy, you fulfill dreamsI don't want more, your heart is all I need in life Your heart that warms up for battle for each day Your heart that suffers and loves passionately Faster and faster through tears
Michał Bajor o "Quo vadis" mówi: - To powinno być zrobione z wielkim rozmachem, na światowym poziomie. Zwłaszcza że poszło na to bardzo dużo pieniędzy Jedyną anglojęzyczną płytę Bajora słuchał między innymi Bob Geldof, a egzemplarz dostarczyła mu… Cher Michał Bajor jest przerażony, przestraszony i zasmucony tym, co dzieje się w Polsce, zwłaszcza podzieleniem społeczeństwa przez politykę, historię, geografię i sąsiadów Płyta "Od Kofty... do Korcza. Volume 2" to ciąg dalszy zapoczątkowanego pół roku temu podsumowania kilkudziesięciu lat przygody Michała Bajora z piosenką i zarazem dwudziesta pozycja w jego dorobku nagraniowym. Na płycie znajdziemy najważniejsze utwory muzycznym życiu piosenkarza i aktora – te, o których wydanie od lat prosili fani, i do których jednocześnie on sam ma szczególny sentyment. Nagrane i zaaranżowane na nowo, mogą z powodzeniem stanowić rodzaj klamry dla artystycznej drogi Bajora. "Od Kofty... do Korcza. Volume 2" zawiera wyłącznie kompozycje Włodzimierza Korcza, do tekstów tak wybitnych autorów, jak Jonasza Kofty i Wojciech Młynarski. Wydawnictwo promuje singiel i teledysk "Nie chcę więcej". Paweł Piotrowicz: "Od Kofty… do Korcza Vol. 2 " to płyta w pana dorobku nietypowa, gdyż, podobnie jak część pierwsza, zawiera nowe wersje utworów, które pan już w przeszłości śpiewał. Michał Bajor: Oczywiście łatwiej byłoby je przegrać, zrobić wielki box i wydać jako "The Best Of". Chciałem je jednak nagrać na nowo, z dzisiejszą dojrzałością i świadomością siebie na scenie. Odkrył pan w nich coś nowego? Oczywiście. Nie było tu nic z powtórki z rozrywki, że wszedłem do studia, "pyknąłem" sobie piosenkę i wróciłem do domu. Pozwolę sobie na troszkę odważne wyznanie, że niektóre z tych utworów nie do końca kiedyś rozumiałem. Nic dziwnego, bo jako 25- czy 30-latek nie miałem odpowiedniego doświadczenia, by śpiewać o dojrzałości obecnej w wielu z tych piosenek. Autorzy mi je proponowali, wiedząc, że Bajor zaśpiewa, nazwijmy to, mądrze. Ale ja wiem, że robiłem to bardziej intuicyjnie. A w tej chwili śpiewam, wiedząc o różnych sprawach dużo więcej. W związku z tym wykonywało mi się je teraz ciekawiej i łatwiej pod względem zrozumienia. I to podobno bije z tej płyty - mówią to także ludzie, którzy bardzo dobrze znają moje stare krążki. Zauważają, że śpiewa inny facet, sześćdziesięcioletni mężczyzna, a nie młodzieniec, który ma lat dwadzieścia kilka. Najbardziej byłem ciekawy utworów dramatycznych, kiedyś przeze mnie histerycznie wykrzyczanych, a dzisiaj po prostu zinterpretowanych. Proszę mi wierzyć, to ogromna różnica. Odnoszę wrażenie, że rzeczywiście jest dziś w panu dużo więcej spokoju niż kiedyś. Także na scenie. To by było okropnie, gdyby działo się inaczej. Trudno sobie wyobrazić, żeby facet, który ma kilkadziesiąt lat, latał jak głupi po scenie. Co innego Rolling Stonesi czy grupy rockowe, nawet te polskie, a co innego facet śpiewający piosenkę, którą kiedyś sam nazwał popem literackim. Po festiwalu Sopot ‘86 publiczność podzieliła się mniej więcej po połowie – na tych, którzy mnie miłowali, i tych, którzy nie lubili. Ci drudzy często nie przyjmowali moich interpretacji właśnie przez krzykliwość dramacików, które śpiewałem. Podobało się to oczywiście autorom, Młynarskiemu, Kofcie i tak dalej. Gdyby te osoby, które sobie wtedy powiedziały, że nie będą Bajora słuchać, poszły dzisiaj na mój koncert, część z nich mogłaby zmienić zdanie. Sądzę zresztą, że we mnie już kiedyś drzemał o wiele większy spokój, wystarczyło go tylko okiełznać. Ale trudno okiełznać 25-letniego chłopaka, w dodatku jeszcze pochodzącego z rodziny artystycznej. A kiedyś pan powiedział, że nie przykłada wagi do metryki. No tak, ale nie mogę zapomnieć, że mając trzydzieści lat mniej przeżyłem niż mając trzydzieści lat więcej. Co odróżnia twórcę dobrego od wielkiego? Pisanie o czymś. Jeśli tekst nie jest o czymś, strasznie źle mi się go śpiewa. Teraz, po odejściu Młynarskiego, chociaż wiem, że istnieją fajni autorzy, mam spory problem - bardzo mi będzie trudno podejść pod cokolwiek nowego. Niełatwo jest mi dawać kosza tym wszystkim, którzy do mnie przysyłają koperty z tekstami czy kompozycjami, ale muszę to robić. Nie mówię, że nie nagram nowej premierowej płyty, ale na ten moment nie widzę takiej możliwości. I dlatego robię covery. Ale mam też mnóstwo pytań i wątpliwości, że może to już ten moment, iż należy kończyć? Bo jeżeli się zaczęło na tak wysokiej drabinie, to mam teraz z niej schodzić na siłę tylko po to, żeby wydać płytę? Może już wystarczą same koncerty? Chociaż jestem w świetnej wytwórni. Zobaczymy... Śpiewał pan duety z młodszym artystami, choćby z Anią Wyszkoni - nie kusiło nigdy pana, by zrobić coś odważniejszego czy zupełnie nieszablonowego? Nagrać duet z hiphopowcem lub zespołem rockowym? Zupełnie nie. Takie rzeczy może robić Maryla Rodowicz, która nie boi się niczego i gdzieś to wszystko jej uchodzi, bo jest kolorowa, czasem wojująca. Zawsze taka była. Pan się takich eksperymentów boi? Myślę, że tak. Jestem postrzegany garniturowo, ewentualnie koszulowo, bo swetrowo już mniej, a dżinsowo to chyba najmniej. Chociaż 30 lat temu, kiedy wróciłem do Polski ze Stanów po rocznym stypendium, nosiłem takie spodnie. Nagrałem wtedy płytę po angielsku, jako jeden z pierwszych w Polsce ["Kings and Queens" z 1993 roku – aut.]. Ale dlatego, że byłem kojarzony z piosenką literacką, moja publiczność ją odrzuciła i płyta nie była sukcesem. Szkoda, bo naprawdę miała piękne kawałki i nie mówię tego dlatego, że je nagrałem, tylko po prostu to wiem. Miała ją w rękach Basia Trzetrzelewska, a z tego, co wiem, słuchał jej nawet Bob Geldof. Oczywiście nie mam pojęcia, czy całej czy może połowy jednej piosenki, ale słuchał. W jaki sposób do niego trafiła? Zawiozła mu ją Cher w pięknym aksamitnym pudełku, specjalnie dla niego przygotowanym. Ta… Cher? Tak. Była przyjaciółką dziewczyny fotografa, Amerykanina polskiego pochodzenia, zresztą współproducenta tej płyty i mojego przyjaciela. Potem dostaliśmy przez sekretariat Geldofa jego odpowiedź, że bardzo miło jest to zaśpiewane [śmiech].Wysłałem też CD Basi Trzetrzelewskiej, której spodobała się ta muzyka, mój śpiew, trochę mniej teksty. Napisała do mnie piękny list: "Czuję, że to nie jest twój repertuar. Chciałabym posłuchać tych piosenek, które śpiewasz po polsku i swoją barwą". Mam ten list do dzisiaj. A takie rzeczy jak z Geldofem się na świecie zdarzają, proszę mi wierzyć. Na tym polega ten świat. Rządzą nim przypadki czy wszystko jest zaplanowane? W moim życiu zawodowym jest bardzo dużo rzeczy zaplanowanych i sprowokowanych, ale jeśli chodzi o drogę życiową, jestem raczej zabawnym pechowcem. Na przykład w kwestii wyboru pokoi hotelowych. Zawsze trafia mi się, mimo wysokiej klasy hotelu, najgorszy pokój, w którym na przykład wysiadło ogrzewanie albo nie ma ciepłej wody. Za rok będę pisał książkę i będzie wiele o hotelach, po których mógłbym spokojnie napisać przewodnik. Albo o samolotach. Wsiadam do nowiutkiego dreamlinera i akurat na mój fotel kapie woda, bo się nad nim zepsuła klimatyzacja. A to wszystko w klasie biznes. Tego są dziesiątki przypadków w roku, ja to jakoś ściągam myślami, mam to bez przerwy. Nie lubi mnie elektronika, psują się przy mnie radia i odtwarzacze, kasują się moje taśmy w telewizji z różnymi programami. Jest pan wierzący? Tak, powiedzmy, że jestem, ale średnio u mnie z praktykowaniem, więc ci, którzy chodzą do kościoła, stwierdzą, że wierzący nie jestem. Niech im będzie… Ale fascynuje mnie też bardzo reinkarnacja i kosmos. Myślę, że gdybym nie był artystą, to chciałbym być astronomem. Astronautą może niekoniecznie, bo do tego potrzeba ogromnych sił psychofizycznych. Czytam wszystkie możliwe artykuły o tym, co się dzieje w kosmosie, oglądam programy telewizyjne. Może też dlatego bardzo lubię kino science fiction. Niekoniecznie o latających robakach, które się biją z żołnierzami. Oczywiście o "Obcym - 8. pasażerze Nostromo" nie mogę powiedzieć, że nie oglądałem - widziałem wszystkie części. W ogóle mam wrażenie, że jestem dość dziwny – mój znak to Bliźnięta i czuję, że mnie jest ciągle dwóch. Z jednej strony śpiewam piosenki z tekstem literackim, z drugiej lubię muzykę komercyjną i popularną. Nie są mi obce różne style muzyczne i dużo wiem o artystach, którzy je wykonują, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Może heavy metal jest dla mnie za trudny, ale nie mogę powiedzieć, że to nie jest sztuka, skoro tyle milionów ludzi tego słucha. Nie jestem też jakimś wybitnym znawcą rock’n’rolla, ale wiem, że ten styl to potęga, w związku z tym go szanuję. Za to wszelkie muzyki ludowe czy górnicze troszeczkę mnie nudzą. A disco polo? Też trudno powiedzieć, że to nie jest odłam kulturowy, chociaż akurat, i to pewnie z wzajemnością, nie przepadam. Ale niech sobie będzie oczywiście, może tylko nie tak bardzo eksploatowane. Powinna istnieć jakaś równowaga między promocją gatunków muzycznych. Lubię za to bardzo amerykański pop - Prince’a, Jacksona czy Whitney Houston, która jest dla mnie boginią wszech czasów. Uwielbiam Barbrę Streisand, z przepięknym gwizdkiem w głosie. Kiedy słucham jej duetu z Céline Dion ["Tell Him" – aut.], to wydaje mi się, że śpiewa królowa ze służącą. Kanadyjka, owszem, ma bardzo dobry głos, ale przy Streisand to jednak różnica klas i emocji. To nie jest tak, że mi w głowie tylko Aznavour, Piaf i Demarczyk. Oni byli i są w moich zapatrywaniach muzycznych, na nich wyrosłem, ale dzisiaj słucham również utworów w klimatach młodzieżowych, także polskich. Bardzo lubię między innymi Margaret, Anię Wyszkoni, Annę Marię Jopek, Kayah czy Anię Dąbrowską. Chłopaków też jest paru fajnych na scenie, jak Piasek, Michał Szpak czy Pectus, no i sporo zdolnej młodzieży. Do tego cała masa grup rockowych i całe pokolenia uznanych artystów średniego i starszego pokolenia. Lubi pan tańczyć? Kiedyś lubiłem. Załóżmy, że jest pan na weselu i ktoś pana wyciąga na parkiet. To się nie daję, już nie. Bo zaraz wszyscy się gapią, jak ja tańczę. Czuje się pan, jako osoba rozpoznawalna, skrępowany popularnością? Nie przepadam za rozpoznawalnością, aczkolwiek się do niej przyzwyczaiłem. Mam bardzo charakterystyczną twarz, więc wszędzie mnie poznają - lubią czy nie lubią, bardzo dobrze znają, czy tylko trochę znają… Z drugiej strony, przyszedł już taki moment, że młodzież, która nie była na "Quo vadis" i nie widziała mojej roli Nerona, a niekoniecznie słucha piosenki literackiej, już mnie nie rozpoznaje, bo nie ma takiej szansy. I ja to rozumiem. Słuchają swoich. Kiedy byłem młody, też tak robiłem. Natomiast ci od trzydziestu lat w górę znają mnie bardzo dobrze. Raz, że "Quo vadis" było w szkole obowiązkowe, a dwa – było mnie w telewizji w swoim czasie bardzo dużo. Dziś także jest pana sporo, tylko że żyjemy w rzeczywistości, w której wszystkiego jest jakby za dużo – w kulturze, w sztuce, w sklepach. No i w telewizji. Nieustająco musimy dokonywać wyborów. Oczywiście. Kanałów mamy mnóstwo, do tego dochodzi Internet, który ma rażącą siłę. Ostatnio taksówkarz powiedział mi: "Dawno nie widziałem pana w telewizji". A ja mu na to: "Wie pan, w poniedziałek byłem na tym kanale, w środę na tamtym, a w piątek na tym, na tym i jeszcze na tamtym". I to prawda. Człowiek musiałby siedzieć całą dobę przed telewizorem i w Internecie. Jeżeli jest kilkaset stacji, to można artystę gdzieś złapać prawie codziennie. Do tego dochodzą powtórki z festiwali, wywiadów, programów i filmów. Neron z "Quo vadis" był pana ostatnią dużą rolą. Dlaczego od wielu lat właściwie nie występuje pan już w filmach? Był jeszcze taki kaprys jak rola w "To nie tak jak myślisz, kotku". Po Neronie byłem trochę zdziwiony, a nawet rozczarowany, że nie dostałem żadnej kolejnej propozycji. Byłem przekonany, że to była dobra rola. Ale film przyjęto, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. Wiem, że był słaby, źle przyjęty przez krytykę, zbyt literacki i telewizyjny. A to powinno być zrobione z wielkim rozmachem, na światowym poziomie. Zwłaszcza że poszło na to bardzo dużo pieniędzy. Mówi się, że połowa gdzieś zniknęła i prawdopodobnie coś w tym jest - na pewno nie wylądowała w kieszeniach nas artystów, zapewniam [śmiech]. Natomiast z całą pewnością nie dostałem już potem żadnej propozycji, czego nie kapuję. Bo w kinie z przyjemnością bym wystąpił. Mam za to różne inne plany, nie tylko muzyczne. Chcę napisać książkę. Zrobiłbym to już teraz, ale postanowiłem trochę poczekać i zobaczyć, jak się poukłada sytuacja polityczna w Polsce i na świecie. Na razie jestem przerażony, przestraszony i zasmucony większością wydarzeń, które dzieją się wokół. Na naszym podwórku, ale nie tylko... Ze swojego przecież już niekrótkiego życia nie pamiętam takiej sytuacji, jaką mamy dzisiaj. Jesteśmy tak bardzo podzieleni przez politykę, historię i geografię, położenie, sąsiadów, a nawet rodzinnie. Może byłem za młody, żeby zrozumieć do dońca to, co się działo w końcówce lat 70. i na początku 80., bo miałem dwadzieścia lat. Teraz z kolei przeżywam to na nowo i z równą siłą, którą wtedy przeżywali starsi ode mnie o dziesięć czy dwadzieścia lat ludzie, którzy walczyli i byli bardzo świadomi tego, o co walczą. Najbardziej dla mnie poruszające jest to, że są dzisiaj całe rodziny są podzielone, bez względu na to, w co kto wierzy - do tego stopnia, że nawet święta planują osobno. To jest niebywałe w kraju, w którym wiara, przynależność do chrześcijaństwa i solidarność międzyludzka były i powinny być w dalszym ciągu tak ważne. I nagle zostało to przełamane na pół jątrzącym się mieczem. Myśli pan, że klamka zapadła i już nie da się tego odwrócić? Nie widzę światła w tunelu i nie mam wiele nadziei, co mówię z ogromnym bólem. Raz, że jestem za słaby w tych sprawach, a dwa - obserwuję zmęczenie tych, którzy się z tym nie zgadzają, należących do większości, jak i nieprawdopodobną siłę tych, którym się to udało i w to wierzą. A wiadomo, że rządzi i narzuca swoje reguły ten, kto ma władzę. Ale przecież mieliśmy w wakacje protesty ludzi, często bardzo młodych, którzy naprawdę wyszli na ulicę. Ale potem, jak padał deszcz, wyszło ich dużo mniej. Czy to dobry pomysł, by artyści zajmowali stanowisko w politycznych sprawach? Uważam, że prywatnie na scenie nie, ale poza nią, w życiu, artysta ma absolutne prawo powiedzieć o swoich poglądach. Zresztą na scenie w roli, piosence czy w skeczu również. Jesteśmy narodem, który, jak się spojrzy, od czasów Chrobrego, nie wykorzystywał swoich szans. A jeżeli to robił, to tylko na chwilę. Mnóstwo jest na to przykładów, czytałem całe artykuły i książki na ten temat, że nigdy nie potrafiliśmy docenić naszych wielkich chwil i nigdy nie umieliśmy, tak jak potrafią to o wiele mniejsze społeczności, złapać sukces za twarz i dojrzeć do tego, że możemy być potęgą. Na pewno nie będziemy nią dzisiaj, niestety. Nigdy tego nie wykorzystaliśmy, począwszy od liberum veto, a skończywszy na dzisiejszych czasach. Jest w nas Polakach coś takiego, że nie umiemy docenić chwili, w której potrafimy iść spokojniej, bardziej demokratycznie. Strasznie za to lubimy obiecanki. Oczywiście cały świat, począwszy od Ameryki, je lubi, one nie są naszym wymysłem. Ale rozmawiamy o naszym kraju, a w nim bardzo wyraźnie wygrywa hołdowanie chamstwu i bylejakości. To, w cudzysłowie, wstawanie z kolan - to może dla niektórych fajnie brzmi, ale pozwala na dużo różnych wychyleń głów, które nigdy by sobie na to nie pozwoliły, bo naprawdę były wcześniej w swojej nijakości mniejszością. Nadal zresztą nią są, ale zachowują się tak agresywnie i potrafią być tak niebezpieczni, że ludzie się po prostu chowają po domach. Zwłaszcza że jak się raz przekroczy granicę chamstwa, to trudno potem ją przestawić z powrotem. Albo jak się na nią pozwoli – i wciąż pozwala, nawet w programach rozrywkowych. Niektóre kabarety są tak przaśne i ordynarne, że czasem mam wrażenie, iż to jest Bawaria w Niemczech. Tylko że tam mają to raz do roku, a u nas jest codziennie i to w telewizji, za którą opłaca się abonament. Nie może być tak, że tam tylko się rechocze. Na szczęście są wyjątki, jak Joasia Kołaczkowska z kabaretem Hrabi, Ani Mru-Mru czy Neonówka. Ale zazwyczaj wychodzi jakiś kabaret, że nazwę go Pirdzi Mirdzi, wyśmiewając się z pijaków, księży, polityków czy mniejszości seksualnych. I to wszystko jest dla mnie nie do zniesienia. Na szczęście mogę szybko przełączyć kanał. Kiedyś ludzie nie rozumieli do końca elegancji i kultury Kabaretu Starszych Panów, ale w jakimś sensie oglądanie tego windowało ich do góry. Nawet całe wioski oglądały, bo siedziało takich dwóch eleganckich panów, i ta Kalina Jędrusik, Michnikowski, wszyscy świętej pamięci. Budowali taką atmosferę, że ludzie czuli się wyróżnieni, a w tej chwili nawet na festiwalach wychodzi piosenkarka bez braw, bo w ich czasie leci reklama margaryny. Albo konferansjer ma nakazane przez szefostwo telewizji, że ze względu na oglądalność, czas i ekonomię, musi natychmiast wejść na estradę kolejny wykonawca. I artysta na scenie nie ma szansy nacieszyć się brawami. Niestety, dzisiaj malejemy i równamy w dół, jeśli mowa o kulturze. Nie mówię, że chciałbym, żeby wróciły czasy, kiedy w Opolu śpiewałem z orkiestrą i Piotrkiem Rubikiem "Naszą niebezpieczną miłość" i bisowałem trzy razy - albo podobnie z Włodkiem Korczem "Nie chcę więcej". Wracałem na scenę tyle razy, ile chciała publiczność, a to było transmitowane. To też było trochę nie do zniesienia, bo koncerty kończyły się o piątej rano. Ale śpiewaliśmy tak długo, jak chciała tego publiczność w amfiteatrze. Jaki jest pana stosunek do tak zwanego internetowego hejtu, który się wylewa z co drugiego wpisu czy komentarza? Świetnie, że pan o to pyta, bo zapewne po tym wywiadzie odezwą się też anonimowi krytykanci zza szklanego ekranu Internetu. Niestety, muszę ich bardzo rozczarować. Nie czytam w Internecie nic na swój temat , dosłownie nic. I to od zawsze. Ani pochwał, ani krytyki. Proszę mi wierzyć, że w związku z tym lepiej śpię. Polegam tylko na zdaniu fachowców, mojej rodziny, menagera, przyjaciół i paru autorytetów, które są moją kamerą z zewnątrz. Nawet dziewczyna, która prowadzi moją oficjalną i jedyną prawdziwą stronę na Facebooku ( wywala hejterów, ale i przesadnych miłośników, zostawiając tylko konstruktywne i cywilizowane wpisy. Więc piszący cokolwiek o mnie na jakiejkolwiek stronie nie są przeze mnie czytani. I dzięki temu jestem zdrowszy i mogę skupić się na swojej pracy, życiu, najbliższych i mojej pasji: podróżach. Poleca pan? Gorąco. Świetna sprawa. A swoją drogą, gdyby więcej ludzi ignorowało tak zwanych hejterów, to może ich liczba zmniejszyłaby się, skoro pisaliby bez odzewu i odbijali się o ścianę. Niezły pomysł [śmiech]. Może ktoś wymyśli takie hasło: "Olewajmy hejterów". Byłaby jazda… Na nowej płycie przypomina pan między innymi utwór Włodzimierza Korcza "Do trzech cnót", z tekstem Wojciecha Kejne. Jakie cnoty są panu najbliższe? Warto być przyzwoitym, mówił profesor Władysław Bartoszewski. Warto też mieć wątpliwości, jak mawiał profesor Zbigniew Brzeziński. Gdyby trochę więcej osób je miało, to by to wszystko zupełnie inaczej się potoczyło. A trzecią cnotą jest kultura. Po prostu. Dodałbym jeszcze czwartą, tolerancję. Brakuje też powściągliwości w ranieniu tych, którzy są naszymi przeciwnikami, i szacunku dla tych, którzy myślą inaczej. Bardzo bym tego życzył obecnym włodarzom, bo niestety ta cnota w większości nie jest im dana. Co jest w życiu ważne? Na pewno ludzie, ale wybrani przez każdego z nas osobiście. Jednostki, ale nie masa. Mogę mieć poczucie solidarności z człowiekiem, ale na pewno wolałbym pochylać się nad tymi ludźmi, którzy myślą podobnie jak ja, czują podobnie jak ja i na przykład lubią podobną muzykę [uśmiech].Ale to absolutnie nie oznacza, że myślących inaczej skreślam i jestem wobec nich cyniczny. Ale od tego jest konstruktywny dialog, a nie wprowadzanie ukradkiem i bocznymi drzwiami wątpliwej i groźnej w skutkach rewolucji. Dlaczego mam na siłę w życiu, które trwa zaledwie kilkadziesiąt lat, hołdować kaprysom i zachciankom tylko dlatego, żeby się komuś przypodobać? Niektórzy tak robią albo, jak różni politycy, skaczą co kilka lat do innej partii. Bardzo nie lubię ludzi-chorągiewek. Życie szybko mija? Szybko. Za szybko? Za szybko. Jest pan szczęśliwy? To takie dziwne słowo, szczęśliwy. Jestem prywatnie niespełniony do końca, bo nie usłyszę nigdy "dziadku", natomiast jestem spełniony artystycznie, bo sądzę, że w tym gatunku muzyki i twórczości, które osiągnąłem, już nikomu nie przytrafi się taka kariera. A to dlatego, że percepcja dzisiejszego widza jest szalenie mało elastyczna i przy takiej ilości propozycji i ogólnie panujących trendów, trudno wybrać sobie dzisiaj akurat tego rodzaju kameralność, jaką ja reprezentuję. W związku z tym mam ogromną publiczność, śpiewając w filharmoniach, w operach, w domach kultury i w teatrach, a nie w klubikach. Dzięki temu właśnie, że konsekwentnie przez te dziesiątki lat podaję na tacy siebie – ciągle niby nowego, ale jednak w stylu, który publiczność sobie ukochała, wychowała na nim swoje dzieci, a potem wnuki. Jestem szczęśliwy i w jakimś sensie spełniony, bo pozostałem niezależny. Mogę sobie pozwolić na kierowanie swoim losem artystycznie, czasowo i ekonomicznie. Mogę planować to, co lubię. Czasami muszę iść na jakiś kompromis. Bywam też trudny w pracy, bo jestem wymagający, co jest ogromnie różne od bycia kapryśnym. Kapryśny może byłem w młodości, kiedy wydawało mi się, że jestem lepszy od Łomnickiego i całego świata. Ale to trwało krótko. Myślę, że jestem teraz na takim etapie, że znam swoją wartość, ale mimo pozorów, mam w sobie o wiele więcej pokory. Miewa pan myśli: "Co by było, gdyby"? Miewam. Zastanawiam się, co by było, gdybym urodził się w Ameryce albo we Francji. Gdybym znał dobrze język francuski, to sądzę, że zostałbym tam i występował w Olympii, tej prawdziwej, z czasów, kiedy prowadził ją Bruno Coquatrix. Ale dzisiaj już nie, bo i tam jest zupełnie inny świat. Oczywiście artyści dawnych czasów zostaną na zawsze, jak ikony, tak jak u nas Irena Santor, która będzie pamiętana przez wiele lat, podobnie jak Ewa Demarczyk czy Violetta Villas. Myślę jednak, że na świecie jest o wiele większy szacunek i pamięć dla tych, którzy kiedyś tworzyli kulturę danego kraju. My za szybko zapominamy, a te dwie świeczki więcej na grobie Villas to trochę za mało. A szczególnie zapomina telewizja. Dzisiaj już nikt nie wie, kto to byli Aleksandra Śląska czy Tadeusz Łomnicki, co jest nie do pomyślenia. Myślę, że mało ludzi wie o takich gigantach jak Holoubek czy Zapasiewicz. Mówię akurat o swojej broszce, aktorskiej. Chociaż może nie o broszce, bo się to jakoś dzisiaj jednoznacznie kojarzy, a raczej o branży [śmiech]. Jest pan sentymentalny? Myślę że tak, bo potrafię puścić łzę na filmie, który oglądam, potrafię też się wzruszyć informacjami w "Faktach TVN" i w różnych gazetach, jak i losem ludzi, kiedy na przykład widzę na pasku w TVN24 Bis, że w Birmie wymordowano kilkaset kobiet i dzieci tylko z tego z powodu, że były muzułmanami. Byłem niedawno w Birmie i tak sobie myślę – w jaki sposób tych kilkaset osób mogło zaszkodzić całej społeczności? Wzruszają mnie też ludzkie gesty. Kiedy ktoś jest filantropem lub potrafi włączyć się w niesamowitą akcję, a wcale nie musi, albo ratuje komuś życie - to wszystko są sytuacje poruszające we mnie jakąś strunę, której się nie wstydzę. Ma pan życiowe motto? Tak. Czasami słuchać innych. I powtórzę: być przyzwoitym.
michał bajor nie chcę więcej tekst